Lancelotpoeta
Administrator
Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 1173
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 18:37, 29 Paź 2006 Temat postu: Rozdział 18 |
|
|
Rozdział 18 Nocni łowcy
Okrzyk Wizzoteriksa odbił się donośnym echem po całej polanie i w sercach obozujących tam ludzi i elfów. Lecz nie było czasu ani na strach, ani na trwogę. Elfy błyskawicznie schwyciły swoją chwyciły broń ustawiając wokół ogniska żelazny krąg tarcz, najeżony ostrzami mieczów. Oczy wszystkich wpatrzone były w rysujący się w ciemnościach kontur lasu, skąd zaraz miała nadejść śmierć.
-Aksso!!! –ponownie rozległ się donośny głos Wizzoetriksa- zapory magiczne. Na Boga!! Szybko!! Zapory magiczne bo inaczej zginiemy. Eva, Sejtana chrońcie Akssę!!!.
W tym samym czasie, gdy ustawiano szyk bojowy, drugi ze stworów porzuciwszy swoją ofiarę rzucił się z rykiem na Lancetoriksa. Atak był błyskawiczny, lecz kontratak jeszcze szybszy. Lancetoriks z wprawą ominął ostre pazury i jednym cięciem miecza odciął głowę potworowi. Zdziwiony szybkością rozgrywających się wypadków wpatrywał się w konwulsyjnie drgające ciało dziwomisza, gdy do jego uszu dobiegł głos Wizzoteriksa.
-Lanc do środka –ryczał Wizzoteriks- Aksso zapory!!!!
Akssa i Skia usiadły w środku koła utworzonego przez Elfy. Chwyciły się za ręce wypowiadając przy tym zaklęcia. Po chwili z ich ciała zaczęła emanować aksamitna energia, która uformowała mur wokół nich. Widać było jak wielki to jest dla nich wysiłek, tym bardziej że Akssa była osłabiona ostatnimi kuracjami jakie przeprowadziła z Lancetoriksem
-więcej światła, Sejtana dołóż do ognia!!!! –rozkazywał Wizzoteriks
Uformowani, chronieni przez magiczny mur wszyscy zastygli w oczekiwaniu. Wizzoteriks przyglądał się elfom. Wiedział, że tak długo jak chroni ich magia, mogą skutecznie się bronić przed atakiem demonów. Nie wiedział tylko jak długo Akssie i Skii uda się ten mur utrzymać.
-Ty widzisz to plugastwo??/ –rzekł Wizzoteriks do Lancetoriksa
-tak –rzekł Lancetoriks- ukrywają się na skraju lasu i chyba szykują się do ataku. Dwa z nich zabiłem
-widziałem –rzekł z uznaniem Wizzoteriks- teraz jestem pewien ze jesteś tym, o którym mówiła Akssa. Dużo ich tam jest
-Gdyby to byli ludzie, powiedziałbym, że zbyt mało. Lecz to są dziwomisze. Chyba całe stado, trzydzieści czterdzieści sztuk –rzekł Lancetoriks- widzę ich przywódcę. Są z nimi jeszcze jakieś inne stwory. Jakby kobiety a jednak nie kobiety – powiedział Lancetoriks
-strzygi- wymamrotał Wizzoteriks spluwając z obrzydzeniem –dziwomisze i strzygi razem???!! Kurwa to sprawka Dzinna!!!!.
Nagle jakby odkrył coś, o czym kompletnie wcześniej zapomniał i krzyknął strasznym głosem
-Aksso magiczna kopuła!!!! Strzygi przefruną przez zaporę!!!!. Akpih , Sejtana ,Eva brońcie Akssę!!!!!
-atakują!!!!- jednocześnie wrzasnął Lancetoriks
Rzeczywiście. Z lasu zaczęły wybiegać potwory kierując na skupionych wokół ogniska ludzi i elfów. W świetle gwiazd i pochodni, połyskiwały ich szpony i kły. Towarzyszyło temu okropne wycie i kłapanie szczękami. W nozdrza obrońców uderzył odrażający zapach. Rozpędzone strzygi wzniosły się w powietrze i poszybowały w ich kierunku
-strzygi w powietrzu!!! –krzyknął Lancetoriks
-Aksso kopuła!!! –ponownie ryknął Wizzoteriks
Nim wśród okolicznych drzew przebrzmiał jego głos, sześć strzyg sfrunęło w sam środek kręgu. Przyczajone, przypominające swą sylwetką obrzydliwe włochate pająki, szybko rozejrzały się wokół a następnie wiedzione instynktem łowców, rozdzieliły się na dwie grupy. Trzy z nich rzuciło się na stojących elfów, czyniąc wyłom w ich szeregach. Powietrzem wstrząsnął krzyk zagryzanych elfów i budzący grozę przeraźliwy śmiech wampirów. Widząc, tę rzeź , Lancetoriks z Wizzoteriksem natychmiast pospieszyli z pomocą. W utworzonym przez elfy kręgu rozgorzała walka i po chwili, trzy obrzydliwe kadłuby strzyg w konwulsyjnych drgawkach leżało za plecami obrońców. Pozostałe strzygi rzuciły się na w kierunku Akssy.
Sejtana unikając pazurów strzygi i jej ostrych kłów cofała się przed atakiem z wściekłością wywijając swoim mieczem. W pewnej chwili potknęła się i upadła. Tuż przy swojej twarzy zobaczyła rząd ostrych jak brzytwa kłów. Czarne, błyszczące pozbawione źrenic oczy wpatrywały się w nią z nienawiścią. Długie, przypominające skołtunioną pajęczą nić, włosy dotknęły jej twarzy. Już po mnie pomyślała Sejtana. lecz tej samej chwili strzyga osunęła się martwa na jej ciało. Sejtana otworzyła oczy i zobaczyła Evę zadająca kolejny cios potworowi. Z pozostałymi strzygami szybko uporała się Akpih, wzbudzając u Sejtany nie kłamany podziw nad sprawnością z jaką posługiwała się mieczem.
Na cale szczęście magiczna kopuła rozpostarła nad nimi swój bezpieczny parasol. W jej objęciach, jak w pułapce na myszy, utkwiło kilka wampirów.
-no to sobie postrzelamy trochę do kaczek –mruknęła Akpih wyciągając swój łuk. Przymierzyła i wystrzeliła. Okropny, przypominający płacz małego dziecka, krzyk jaki dobiegał po każdym strzale, świadczył o tym, że strzały trafiały w cel.
-z góry chyba żadne niebezpieczeństwo nam już nie grozi-rzekła Akpih do Skii; gdy ostatnia strzyga zawisła nieruchomo.
-tak długo jak Akksa utrzyma magiczną kopułę –odparła Skia
Obie wojowniczki popatrzyły na Akssę, Wróżka siedziała skupiona wypowiadając coraz to nowe zaklęcia, jej twarz z każda chwilą stawała się bledsza, a na czole pojawiały się coraz to nowe kropelki potu.
-nie mogłabyś wspomóc Akssę –spytała Akpih
-niestety już nie-odparła Skia- całą energię jaka miałam, już jej przekazałam.
O wiele groźniejszym, od pojawienia się strzyg w środku kręgu, był jednak atak przeprowadzony przez stado dziwomiszy. Jak niszcząca fala tsunami, pałając żądzą mordu i zabijania, cała sfora potworów uderzyła w magiczne zapory. Ogradzająca obrońców od watahy rozhukanych stworów niewidoczna ściana, pod wpływem ich naporu, nagle zaczęła przybierać kształty mord, drapieżnych łap i kadłubów dziwomiszy. Choć magiczna osłona ,nie była w stanie powstrzymać rozpędzonych potworów, to jednak na tyle spowolniały ich atak, że mogło go dostrzec oko ludzkie czy tez elfie. Potwory wpadały w magiczną ścianę grzęznąc w niej na chwilę i z trudem, jakby przechodząc przez ścianę z folii, przedzierały się ku oczekującym ich elfom. Gdy tylko ściana zaczęła się wybrzuszać, w tym miejscu natychmiast pojawiały się elfy dźgając i tnąc swoimi mieczami.
-nie pozwólcie im opuścić ściany!!!! Nie pozwólcie im opuścić ściany –wrzeszczał jak oszalały Wizzoteriks
Elfy z ogromna zajadłością zadawały ciosy, zagrzewając się głośnymi okrzykami do walki. Ku potworom wylatywały strzały, włócznie, sztylety, jednakże dziwomisze, krok po kroku, powoli wyzwalały się z magicznych pęt. Kilka z nich przełamało zaciekłą obronę, rzucając się z przeraźliwym rykiem na obrońców. Tutaj jednak czuwał Lancetoriks. Błyskawicznie zjawiał się w tym miejscu, a jego miecz przywracał obrońcą nadzieję zwycięstwa. Wizzoteriks rycząc niczym lew, wciąż wydawał nowe rozkazy, zagrzewał do nieustępliwej walki, wskazywał na kolejne niebezpieczeństwo, Jego miecz również był pokryty krwią. Gdy wydawało się już, że dziwomisze sforsują obronę, przeraźliwy ryk przywódcy stada przerwał atak.
-co się stało?? –spytał Lancetoriks, wycierając krew na swojej twarzy – czemu odeszły?
-nie wiem –odrzekł Wizzoteriks- coś je musiało do tego zmusić
-może czekają na przybycie Dzinna??? –powtórnie spytał Lancetoriks
-raczej na to, aż opadnie magiczna zapora –rzekła podchodząc do nich Skia- Akssa długo nie wytrzyma. Jest już u kresu swych możliwości. Kopuła i zapory to zbyt duży wysiłek dla niej.
-wiec może zrezygnujmy z kopuły- zaproponował Lancetoriks
-nie damy rady Lancetoriksie –odparł Wizzoteriks- mając nad sobą magiczną kopułę straciliśmy połowę wojowników a ledwo udało nam się odeprzeć ten atak, więc gdy wpuścimy do środka strzygi to znajdziemy się w kleszczach, a wówczas jedyną niewiadomą będzie jak szybko zginiemy. Co to plugastwo teraz robi Lancetoriksie?
Lancetoriks wytężył wzrok. Przed nimi leżało martwych 12 dziwomiszy a na skraju lasu stało gotowe do ponownego ataku stado. Między drzewami dostrzegł kilkanaście strzyg. Wśród tej grupy swoją postawą wyróżniał się potężny osobnik , zapewne przywódca stada.
-chyba gotują się do następnego ataku- odparł Lancetoriks- cholera, aby wytrzymać do świtu
-dziwomisze mogą atakować i w dzień. Tylko dla strzyg światło słoneczne jest zabójcze – odparł Wizzoteriks
-w takim razie długo nie będziemy żyć –rzekła Eva- Dzinn osiągnął swoje. Dopadł nas.
Z oddali dobiegały głuche porykiwania dziwomiszy i zawodzenie strzyg. Obrońcy w oczekiwaniu na nieuchronny atak przygotowywali się na pewną śmierć. Wizzoteriks przeszedł wzdłuż szeregów elfów, przypatrując się każdemu z nich uważnie. W ich oczach wyczytał i strach i determinację. Wiedział, ze na nich może liczyć, że nie uciekną przed zbliżającymi się dziwomiszami i będą walczyć do samego końca. W końcu podszedł do miejsca gdzie wraz z nimi w jednym szeregu stała Akpih.
-nasze pierwsze spotkanie chyba nie możemy zaliczyć do najlepszych, prawda? –rzekł do niej- chciałem Cię przeprosić za ten głupi żart nad jeziorem
-nie ma sprawy, przepraszam za ten cios w szczękę- odparła poważnie- mamy jakieś szanse wyjść z tego kotła?
-tak długo jak Akssa utrzymuje zapory małe, gdy one opadną żadnych –rzekł Wizzoteriks
Lancetoriks zauważył, ze przywódca dziwmoszy odłączył się od reszty stada i skierował w ich kierunku. Był to potężny osobnik. Wysoki na dwa metry. Silnie umięśniony, o potężnych kłach i pazurach. Nie zważając na obrońców, zbliżył się do zapory jakby chciał ocenić jej moc i wytrzymałość. Widocznie oględziny wypadły po jego myśli, gdyż wydał głośny ryk. Natychmiast odpowiedziało mu stado, nerwowo poruszając się w przód i w tył.
-zróbcie coś-krzyknęła do Lancetoriksa Skia- Akssa długo nie utrzyma magicznych zapór!!!
Lancetoriks popatrzył się na niebo. Dniało. Cholera, pomyślał, łatwo powiedzieć zróbcie coś, gorzej wymyślić co w takiej sytuacji należy zrobić. W głowie huczała mu tylko jedna myśl, że gdy zapory opadną zacznie się rzeź, zginą wszyscy. To wprawiło go we wściekłość. Gotów był rzucić się sam na całe stado aby uratować swoich przyjaciół, ale doskonale wiedział, ze nie ma żadnych szans w tej walce. Nagle, olśniła go myśl.
-Wizzoteriksie, a czy my możemy przejść przez zaporę??? – zapytał
-tak, dla ludzi nie stanowi ona żadnej przeszkody, a czemu się pytasz - odpowiedział Wizzoteriks
-bo mam zamiar tam pójść tam i nakopać tym fiutom –rzekł Lancetoriks uśmiechając się pod wąsem
-chyba Ci się w głowie pomieszało –zgodnym chórem krzyknęły Skia Sejtana i Eva
-Lanc!! Zgłupiałeś??!!! –rzekł Wizzoteriks –lepiej od razu poderżnij sobie gardło!!!!
-może nie zgłupiałem Wizz –spokojnie odparł Lancetopriks podnosząc leżącą u jego stóp tarczę – armia pozbawiona dowódcy przestaje być armią, wiec tak sobie myślę, że podobnie jest ze stadem. Gdyby mi się udało zabić ich przywódcę, może pójdą w rozsypkę lub wycofają się po to, by wybrać nowego. Nie znam zwyczajów dziwomiszy, ale myślę, że warto spróbować. Zresztą i tak niedługo zapory przestaną działać i czeka nas śmierć. A poza tym Wizzoteriksie, jestem jedynym człowiekiem , który ma jakieś szanse w walce z nimi.
Nie zważając na protesty Lancetoriks ruszył w kierunku potwora. Czuł strach, lecz wiedział, że jest w stanie go przezwyciężyć. Wiedział, ze zabicie przewodnika jest dla nich ogromną szansą wyniesienia z tej bitwy cało głów. Przewodnik zauważył Lancetoriksa. Powoli skierował się ku niemu Z jego paszczy wydobył się przeraźliwy ryk, a rząd białych kłów zapowiadał Lancetoriksowi niechybna śmierć. Jednak, jak to było w zwyczaju dziwomiszy nie zaatakował od razu, lecz powoli gotowy do natychmiastowego skoku zbliżał się do niego. Przeciwnicy zatrzymali się od siebie w odległości pięciu kroków, mierząc się nawzajem wzrokiem. Dziwomisz zaatakował. Jego pazury przecięły powietrze i rozerwały w strzępy tarczę, za którą skrył się Lancetoriks. Potwór ponowił atak, lecz tym razem Lancetoriks zwinnym piruetem ominął go i natychmiast jego miecz zadał cios. Niestety. Miejsce gdzie stal przywódca było puste tak, iż tylko świst przecinanego powietrza oznajmił Lancetoriksowi, że jego przeciwnik wciąż żyje. Stwór zaatakował ponownie. Lancetoriks uchylił się przed ostrymi jak brzytwa pazurami, ale widocznie nie uczynił tego odpowiednio szybko, gdyż poczuł palący ból w nodze. Zapach krwi jeszcze bardziej podrażnił dziwomisza , który nie bacząc na nic atakował z furią. Raz za razem Lancetoriks uchylał się przed atakami kłów lub pazurów, raz za razem jego miecz przecinał powietrze nie mogąc dosięgnąć potwora. Po każdym ataku na jego ciele pojawiał się nowa strużka krwi. Walczyli już dość długo. Lancetoriks czuł , że coraz bardziej słabnie. Oddech stawał się coraz krótszy, przed oczyma wirowały mu roje czerwonych punkcików a miecz w jego ręku stawał się coraz cięższy. Jad Dzinna, wieczorna walka oraz zadane mu przez potwora rany bardzo nadwyrężyły jego siły. W pewnej chwili znieruchomieli. Lancetoriks zrozumiał, że potwór szykuje się do decydującego starcia. Całą swoja uwagę skupił na ruchach przeciwnika, postanawiając, że tym razem nie będzie unikać jego ciosów, lecz wbije swój miecz w jego ciało, choćby nawet za chwilę miał zginąć. Nagle w swojej głowie usłyszał głos Niukotosa:
-Lancetoriksie zaufaj mocy. Zaufaj swojemu przeznaczeniu. Jesteś tygrysem Lancetoriksie!!
Przywódca stada swoimi przeraźliwymi oczyma wpatrywał się w Lancetoriksa. Widział, że jego przeciwnik słabnie i czekał na tę chwilę słabości, aby zadać ostateczny cios i rozerwać na strzępy tego, który zabił tylu jego współplemienców. Widząc, że Lancetoriks się zachwiał, błyskawicznie ruszył ku swojemu przeciwnikowi. Kły i pazury z furia przecięły powietrze. Nagle zobaczył jasną błyskawicę. Jego głowa, z wyrazem największego zdumienia turlała się po polanie. Lancetoriks zachwiał się i upadł na ziemię bez czucia.
Stado wydało przeraźliwy ryk na widok śmierci swojego przywódcy. Lecz o dziwo, nie zaatakowało nieprzytomnego śmiałka, lecz powoli zaczynało się rozpraszać niknąc w gęstwinie lasu. Za nimi podążyły strzygi.
Tryumfalny okrzyk obrońców wzleciał ku blednącym gwiazdom, odbijając się o ściany lasu i niczym pościg podążył za potworami. Wizzoteriks widząc upadającego przyjaciela , natychmiast opuścił szereg i pobiegł w jego kierunku. Nie zważając na grożące mu niebezpieczeństwo, zarzucił nieprzytomnego Lancetoriksa sobie na plecy i przyniósł go do kręgu.
Nagle rozległ się przerażony okrzyk Skii
-Akssa zemdlała!!!!!!!
Przerażony okrzyk Skii, oznajmił żyjącym , że od tej chwili znikły chroniące ich magiczne zapory i są zdani na własne siły. Wszyscy odwrócili się w jej kierunku. Tuż przy ognisku , bez czucia leżała akssamitna wróżka. Nad nią pochylały się Skia i Akpih starając się przywrócić ją do życia. Wizzoteriks trwożliwie penetrował wzrokiem skraj lasu, wypatrując, czy aby potwory widząc brak magicznych zapór ponownie nie zaatakują. Jednakże, nie dostrzegając niczego, co mogłoby świadczyć o zbliżającym się ataku odetchnął z ulgą.
-chyba odeszły na dobre –rzekł głośno, tak aby wszyscy mogli go usłyszeć – trzymać szyk!!!. Skia co z Akssą??!!!
-wraca jej świadomość –krzyknęła radośnie Skia –ale jest bardzo słaba!!!!
-a co z Lancetoriksem ???!! – zapytał ponownie Wizzoteriks nie przestając lustrować skraju lasu
-wraca do żywych –odkrzyknęła Sejtana –rany jakie otrzymał, nie są groźne. Jeżeli w pazurach potwora nie było żadnego jadu przeżyje!!!!
-wszystko dobre co się dobrze kończy- mruknął sam do siebie Wizzoteriks, a pełen ulgi uśmiech rozkwitł na jego twarzy.
Gdy pogrzebano poległych, wszyscy zasiedli, aby naradzić się co dalej powinni uczynić i jak obronić się przed nowym atakiem potworów.
-myślę –rzekł Lancetoriks – że powinniśmy poszukać ich legowiska i wytępić te, co przeżyły dzisiejsza walkę. Inaczej być może w nocy znowu zaatakują
-byłoby to najrozsądniejsze, ale zauważ Lancetoriksie, że Akssa jest za słaba aby nas chronić a i Ty straciłeś dzisiejszej nocy zbyt wiele sił. Musimy dać Wam jak najwięcej czasu na odpoczynek, nim znów staniemy do walki –odpowiedział Wizzoteriks
-a nie lepiej byłoby wziąć nogi za pas i jak najszybciej znaleźć się w zbawczych progach obozu księżniczki Kisoah- nieśmiało wtrąciła Sejtana
Na chwilę zapanowała cisza. Każdy z obecnych rozważał sytuację w jakiej się znaleźli. Wiadomo było ,że mają przeciw sobie bezwzględnego i strasznego przeciwnika. Wiadomo było, że bez magii szanse na zwycięstwo są nikłe. Wszyscy zwrócili swój wzrok na Akssę, czekając na jej zdanie.
-nie wiemy gdzie potwory się skrywają, Nie wiemy jak się tu znalazły, choć wiemy kto je tu przysłał. Z tego, co mówił Wizzoteriks, dziwomisze mogą prowadzić również dzienny tryb życia, tak więc nim my je znajdziemy one wypatrzą nas prędzej. Zatem nie należy wykluczyć i tego, że myśliwy może zmienić się w zwierzynę. Gdyby chodziło tylko o strzygi, zdecydowałabym się na te poszukiwania, Wobec takich faktów, uważam że powinniśmy jak najszybciej opuścić tę polanę i udać się drogę. Myślę, że mam w sobie jeszcze dosyć energii, aby przy pomocy magii uniemożliwić im natrafienie na nasz trop oraz na to abym wiedziała wcześniej o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Jedno jest pewne. Gdy wyruszymy, nie będziemy się zatrzymywać tak długo, aż nie przekroczymy doliny uśpionych elfów. Tam zaopiekuje się nami wróżka matka.
-kto??? - spytał zdziwiony Lancetoriks
-nie czas teraz na dyskusję Lancetoriksie –odparła Akssa- ruszajmy w drogę.
Nie minął kwadrans, gdy kolumna zbrojnych opuściła polanę pozostawiając na niej tylko mogiły tych, co zginęli w nocnej walce i dymiący stos spalonych ciał dziwomiszy i strzyg. Zanurzając się w dziewiczy elficki bór, z trwogą rozglądali się w obawie przed ponownym spotkaniem z potworami. Do doliny uśpionych elfów, do doliny uśpionych elfów powtarzali w myślach , pod opiekuńcze skrzydła matki wróżki.
Koniec części pierwszej
Post został pochwalony 1 raz
|
|