Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna Poezjarozrywka i zycie towarzyskie
Krótki opis Twojego forum [ustaw w panelu administracyjnym]
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rozdział 04

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lancelotpoeta
Administrator



Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 1173
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 0:07, 23 Lut 2006    Temat postu: Rozdział 04

Rozdział 04 Kobi i Lancetoriks

Lancetoriks powoli przemierzał koszary Tygrysów, kierując swoje kroki w kierunku placu ćwiczeń. Po raz kolejny z wielkim zdumieniem stwierdził. że koszary wyglądają dokładnie tak samo jak 10 lat temu gdy razem z Niukotosem wyruszali na wojnę z Imperium Oryckim. Szare budynki koszar ustawione w idealnym porządku jak regiment tuż przed bitwą , kantyna jednookiego Mirexa, zwana przez wszystkich karczmą Wesołego Tygryska, gdzie zawsze można było wypić kufel dobrego piwa lub garniec znakomitego ,czerwonego wina, przed kwaterą główną na wysokim postumencie wciąż dumnie prężył się do skoku tygrys-opiekun jego klanu. Czyste i wypielęgnowane ścieżki ,przedmiot nocnych koszmarów wszystkich kadetów, jak nici pajęczyny łączyły budynki, magazyny, place ćwiczeń w jeden sprawny i tętniący życiem organizm. W jego głowie kłębiło się tysiące myśli, tysiące zdarzeń, których był bezpośrednim uczestnikiem. Przez dziesięć lat niewoli w dolinie śmierci przywykł do usystematyzowanego i monotonnego życia. Wstawanie o świcie, poranny posiłek, później praca, praca i praca aż do zmroku urozmaicona razami batów nadzorców, ćwiczenia wymyślane mu przez Niukotosa wieczorny posiłek i utęskniony odpoczynek. Z chwilą ucieczki z doliny śmierci jego życie nabrało niesamowitego tempa. Przeprawa przez bagna okalające dolinę śmierci, przejście podczas zawiei śnieżnej, przez przełęcz Nabuka, strach i ogarniające Go uczucie beznadziejności, gdy w Kotlinie uśpionych elfów zauważył nadciągających ku niemu Orków z tryumfującym Smokodeusem na czele, zamienione w nieopisaną radość z nagłego pojawienia się oddziału elfów z piękną Kisoah.
I to co wydarzyło się w ZIR. Nieoczekiwane wybawienie z rąk łowców niewolników i ucieczka z miasta .Przeprawa przez niedostępne i porośnięte dziewiczym ,pełnym dzikiego zwierza lasem, góry oddzielające Zir od Królewstwa Ashanti. Ciągłe kluczenie, zacieranie śladów przed goniącymi ich strażnikami świątyni a być może również przed łowcami niewolników działających najprawdopodobniej na zlecenie Smokodeusa.
To, że udało im się dotrzeć cało i szczęśliwie do bram Ashanti przypisać należy nie tylko dobrej woli Bogów ,ale również znakomitym umiejętnością Wizzoteriksa w zacieraniu śladów i gubieniu pościgów. Praktycznie przez 14 dni tej eskapady nie odpoczywali i nie spali. .Jeżeli nawet odpoczywano godzinę lub dwie to tylko dlatego aby dać koniom odtechnąć.14 dni żywienia się byle czym picia byle czego i ciągłego napięcia i wsłuchiwania się w odgłosy lasu i gór aby na tej podstawie uzyskać odpowiedź czy zbliża się pogoń lub czy gdzieś przed nimi nie czają się ścigający. Przybycie do Ashanti choć sprawiło mu nieopisaną radość i ulgę, nie oznaczało wcale iż tempo jego życia spadło .Przesłuchania przed Radę Klanów podczas których Lancetorix musiał szczegółowo opisywać swoje życie od momentu klęski w bitwie pod Skałą Ryczącego Diabła, kilka mocno zakrapianych wieczorów z Wizzoteriksem ,Gosiatriks i Iguanessą, ich wyjazd w kolejnej misji, przybycie poselstwa księstwa Zir, kolejne przesłuchiwania i nagła wiadomość o śmierci trójki jego nowych przyjaciół w walce z krasnoludami Heartesa, która wprawiła go w stan skrajnego przygnębienia. Na starość robię się sentymentalny pomyślał Lancetoriks, zaczynam odczuwać stratę tych z którymi się zżyłem.
Śmierć towarzyszyła Lancetoriksowi od dnia gdy po raz pierwszy przekroczył bramy koszar. Zbierała swoje żniwo na placu ćwiczeń, polu bitwy, w tajnych misjach czy też w dolinie śmierci .Jednak tamte śmierci nigdy na niego nie podziałały aż w taki sposób. Zawsze sobie powtarzał , że taki jest los wojownika-wiernie służyć swojemu Suwerenowi i klanowi, walczyć i umrzeć. Tym razem było inaczej. Nie mógł sobie wyobrazić jak taki wojownik jak Wizzetoriks mógł wpaść w pułapkę krasnoludów. Przed jego oczyma stanęły roześmiane twarze jego towarzyszek i słowa Gosiatriks gdy po raz pierwszy zobaczyła Go ostrzyżonego i odzianego w strój Tygrysa
-Lancetoriksie ,gdybyś poczuł potrzebę ogrzania się to zapewniam Cię, iż tym razem mój sztylet pozostanie w swojej pochwie, a nie miałabym nic przeciw gdyby Twój znalazł się w mojej.
Na wspomnienie tego zdarzenia Lancetorix uśmiechnął się mimowolnie. Do dziś czuł ostrze sztyletu Gosiatrkis na szyi ,gdy podczas jednego z krótkich i rzadkich noclegów, odurzony zapachem kobiecego ciała przytulił się do niej zbyt odważnie.
A teraz??? Oczyma duszy Lancetorix zobaczył okaleczone ciała Gosiatriks i Iguanesy gnijące gdzieś w krasnoludzkich górach lub rozwleczone przez dzikie zwierzęta. Brrrr wzdrygnął się na tę myśl. Lepiej zachować je w swojej pamięci takie jakie je widział : piękne , pełne seksapealu. i wdzięku.
Z zamyślenia wyrwał Go głos młodej kobiety w randze kapitana szkolącej młode kadetki
-no jak Ty trzymasz pikę ..do Ciebie mówię ruda cipo!!!!! To jest pika a nie fajfus więc trzymaj to mocno i oprzyj koniec o ziemię...ustawić jeża!! ...na Boginię Aletulis.....to ma być jeż?????? Zewrzeć szyki.....piki do boju, większy wykrok...zewrzyjcie szeregi...na wszystkich Bogów czy ja mówię do Kadetek czy tez do dziwek z burdelu Beatrix??!!! Ty piegowata pindo ..mówiłam wykrok a nie rozkrok!!!!! Jak będziesz tak rozkładać nogi podczas bitwy to szybko poczujesz między udami orycką siłę i nie będzie to wcale fiut lecz kopia....ustawić żółwia!!!... do Ciebie mówię Ty piegowata wywłoko ...jak Ty trzymasz tarczę ..cholera to jest tarcza a nie lusterko !!!!!!! Pindy niemyte!!!! Tarczę założyć na tarczę stojącej obok....piki do boju!!! Ustawić jeża!!!.....pierwszy szereg krok do przodu.!!!!... drugi szereg do przodu!!!!!!!!! ....
Komendy i wyzwiska wylatywały z ust pani Kapitan z prędkością rozwścieczonego roju pszczół, które opuszczają ul aby zaatakować próbującego dobrać się do zapasów miodu niedźwiedzia lub z prędkością spadającej z gór lawiny kamieni a nawet potężnego gradobicia .
Lancetorix z rozkoszą patrzył na tę scenę ,na spocone i wystraszone kadetki biegające w prawo i lewo i ustawiające się w nowe formacje bojowe oraz na dyrygującą nimi Kobi .Jest piękna pomyślał ,napawając się jej widokiem...kręconymi, czarnymi jak smoła włosami delikatnie muskającymi ramiona, jej śniadą cerą , czarnymi jak węgiel oczyma w oprawie czarnych brwi zdobnych długimi czarnymi rzęsami, muskularnymi udami ,kształtnym tyłeczkiem , jędrnymi i krągłymi piersiami Ubrana w krótką skórzaną spódniczkę ,kamizelkę ledwie skrywającą piersi oraz w długie do kolan buty wyglądała przeuroczo. Ona również wyczuła iż jest bacznie obserwowane ,więc odwróciła się aby sprawdzić kto jej się tak przygląda a na widok Lancetorixa uśmiechnęła się zalotnie i pomachała mu ręką
-witaj Kobi –rzekł Lancetorix – widzę że nie masz litości dla swoich podopiecznych i wyciskasz z nich ostatnie poty
Kobiecie –rzekła do niego Kobi z udawaną złością – wpierw mówi się komplement, że ślicznie wygląda a dopiero po tym przechodzi się do sedna mój Lancetoriksie???!!!!
Nie czekając na jego wyjaśnienia szybko do niego podbiegła i pocałowała Go w usta
-przyszedłeś poćwiczyć ???-spytała
Nie –odparł Lancetoriks- idę do budynku Rady Klanu, Gregorius kazał mi się tam stawić niezwłocznie ,więc nim się tam udam przyszedłem popatrzeć jak dajesz sobie radę ze swoimi kadetkami...wiesz ,że uwielbiam patrzeć jak je szkolisz
-to znaczy ,ze niedługo mnie opuścisz- odrzekła smutno Kobi, a jej oczy jakby straciły swój blask, którym jeszcze przed chwilą radośnie błyszczały.
-już najwyższy czas moja kochana Kobi, wiesz ,że tam na mnie czekają.......zbyt długo tu siedzę bezczynnie....muszę ,po prostu muszę-odrzekł ciepło i łagodnie Lancetoriks delikatnie muskając dłonią jej policzki-muszę ich uwolnić i muszę odzyskać utracony totem klanu, inaczej nigdy nie odzyskam spokoju ducha.
-wiem-odrzekła Kobi i nim Lancetoriks zdążył wypowiedzieć jedno słowo odwróciła się i pobiegła do swoich kadetek

Izba do której wprowadzono Lancetorixa była dużą i przestronną salą. Na samym jej środku stała kolumna podtrzymująca sklepienie. Zdobiły ja marmurowe płaskorzeźby upamiętniające historię klanu. Na jednej z nich Lancetorix zauważył gromadę wojowników atakujących Orków, którym przewodził potężny tygrys, inna płaskorzeźba przedstawiała zawarcie pokoju miedzy klanami i powstanie królestwa Ashanti. Pomalowane na biało ściany obwieszone były trofeami wojennymi bronią, zbrojami, sztandarami pokonanych wrogów. W samym końcu sali , przy dużym oknie ,stał dębowy bogato zdobiony stół. Jego cztery nogi , wyrzeźbione były na kształt mocarnych tygrysich łap.
Przy stole siedział człowiek o siwych długich włosach pilnie studiujący jedno z pism. Ubrany był podobnie jak Lancetorix. W koszulę z białego płótna, szerokie hajdawery oraz wysokie wojskowe buty. Na zdobnym pasie owiniętym wokół jego tali zwisał sztylet. Jedynie przepaska ze złotym tygrysem, okalająca głowę, świadczyła o jego wysokiej randze w klanie. Był to Georgius Naczelnik klanu i niekwestionowany przewodniczący Królewskiej Rady Klanów.
Starzec skinął ręką nakazując Lancetoriksowi aby podszedł bliżej stołu
-czas Lancetoriksie- rzekł do niego Gregorius- abyś już wrócił do służby. Klan nie może sobie pozwolić, aby tak doświadczony wojownik, najlepszy uczeń Niukotosa pozostawał bezczynny. Czy jesteś gotów Lancetoriksie powrócić na ziemie Orków???
-od pierwszego dnia gdy tu przybyłem Panie –odrzekł z zapałem Lancetoriks –o niczym innym nie marzę lecz tylko o tym aby tam powrócić na czele oddziału wybranych tygrysów i uwolnić Niukotosa i innych pozostałych przy życiu tygrysów. A później, jak Bogowie pozwolą, popytał bym się Orków gdzie znajduje się nasz totem.
Starzec popatrzył na Lancetoriksa przenikliwym wzrokiem jakby chciał odczytać czy ten człowiek sprosta powierzonemu mu zadaniu i nie narazi misji na niepotrzebne niebezpieczeństwo z powodu własnych ambicji.
Georgius pamiętał Lancetoriksa jako niezwykle nie subordynowanego kadeta, wiecznie popadające w konflikt z obowiązującym w szkole regulaminem, nad wyraz skorego do podpierania w dyskusji swoich argumentów pięściami. Ale jednocześnie zbyt szanował i poważał Niukotosa, aby lekceważyć jego zdanie o tym wojowniku. Powierzenie mu tuż przed tragiczną w skutkach dla klanu bitwą Przy Skale Ryczącego diabła totemu klanu oraz jego ucieczka z niewoli przekonywała Go ,że ma przed sobą właściwego człowieka do wykonania tej misji.
-niestety Lancetoriksie –rzekł –w grę nie wchodzi zbrojna akcja z udziałem wojowników z Ashanti. Sytuacja polityczna jest coraz bardziej napięta i skomplikowana. Ashanti nie jest jeszcze gotowe aby przeciwstawić się wojskom Imperium, a wydarzenia w Zir, jeszcze dodatkowo ją skomplikowały. Nie możemy sobie pozwolić na to, aby Nas obciążono wybuchem nowej wojny. Rozumiesz Lancetoriksie??!! Nie możemy sobie pozwolić aby zarzucono nam iż prowadzimy zbrojne działania na terytorium Orków. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
-rozumiem Panie –odrzekł Lancetoriks –domyślam się ,że mam pojechać sam i że głównym moim zadaniem nie będzie odbicie naszym wojowników gnijących w oryckiej niewoli. Wybacz Panie to pytanie, czy w takim razie nie można by ich wykupić????
-niestety nie Lancetoriksie –smutno powiedział Georgius – przez 10 lat ,od czasów tej klęski, imaliśmy się różnych pomysłów aby dowiedzieć się czy Tygrysy znajdują się w Oryckiej niewoli i jakie są możliwości ich wykupienie. Czyniliśmy to zarówno bezpośrednio jak i przez zaprzyjaźnione z Imperium państwa. Niestety .Mimo tych zabiegów, nie udało się nam dowiedzieć nic o Waszej niewoli, tak wiec w końcu uznaliśmy, że wszyscy którzy brali udział w tym ataku osłaniającym nasz odwrót zginęli i pogodziliśmy się z tym faktem.
-jednym słowem Panie –rzekł Lancetoriks z trudem tłumiąc w sobie wzbierająca w nim złość –stworzyliście piękny mit dla pisarzy i poetów .Lecz my, Naczelniku , przeżyliśmy choć nikt dobrowolnie nie oddał się w niewolę. Wyciągano nas nieprzytomnych spod sterty trupów. Lżej rannych nawet opatrzono innych od razy zarzynano lub wbijano na pal
-wiem Lancetoriksie , dla Orków nasza klęska była upragnioną okazją odegrania się na tygrysach za wszystkie klęski jakie w dotychczasowej historii im zadaliśmy i dlatego zapewne fakt i miejsce waszej niewoli tak skrzętnie ukrywali. Ale dziś gdy wiemy o tym ręce mamy związane.
Rozumiem –wycedził przez zęby Lancetoriks- w takim razie czego ode mnie oczekuje Rada???
Georgius zawahał się chwilę, jakby chciał zebrać i uporządkować swoje myśli.
-według danych naszego wywiadu, co zresztą potwierdziłeś Lancetoriksie , na terytorium imperium toczy się wojna ze zbuntowanymi elfami. Jest to typowa wojna partyzancka, jednakże zaangażowane są w niej znaczne siły oryckie. Przywódcą buntowników jest księżniczka Kisoah. Mimo licznych prób nawiązania z nimi kontaktu nigdy się nam to nie udało. Elfy nie wierzą nikomu i zabijają każdego z naszego świata kto próbuje nawiązać z nimi kontakt. Jesteś Lancetoriksie jedyną osobą która może to uczynić i takie jest właśnie Twoje zadanie.
Georgiusie –z nadzieją w głosie zapytał Lancetoriks- a gdyby udało mi się przekonać Kisoah do ataku na dolinę śmierci?????
Kategorycznie zakazuję Ci tego!!!! –zripostował zirytowany Georgius- nie rozumiesz ze dzieli nas jeden dzień od wojny z Imperium???!!! Ta wojna dla królestwa Ashanti, dla wszystkich klanów jest naszym być albo nie być. Do czasu kiedy kontakty z buntownikami Kisoah nie zostaną nawiązane ,dopóki nie umocnimy tych kontaktów zakazuję Ci podejmowania jakichkolwiek prób!!!
Po spotkaniu z księżniczką masz natychmiast wracać i zdać relację Radzie. Rozumiesz!!!????
-tak Panie smutno odpowiedział Lancetoriks
-Pamietaj wojska Kisoah stanowią dla Nas potężna siłę zaporową i ważne źródło informacji o sytuacji w Imperium a w szczególności o ruchach armii Orków. Teraz możesz odejść i zacząć przygotowywać się do wyjazdu. Szczegółowe instrukcje otrzymasz od komesa twierdzy Maczuterii. Kiedy będziesz gotów????
-jutro skoro świt wyruszam Panie-odpowiedział Lancetoriks prężąc się regulaminowo.
-to dobrze, teraz możesz już odejść.
Lancetoriks wprost z budynku Rady skierował się ponownie na plac ćwiczeń, lecz nie widząc Kobi z jej oddziałem udał się na plac fechtunku ,gdzie wojownicy doskonalili swoje umiejętności w walce wręcz. W głowie wciąż dudniły mu słowa Georgiusa. Wielka polityka ,psiakrew pomyślał Lancetorix. Wielka polityka kierująca się w swoich poczynaniach pojęciem masy, królestwo, naród i mająca głęboko w dupie jednostkę. Wielka polityka , która gotowa była wyciąć milion jednostek dla dobra ogółu. Czym jest ten ogół myślał Lancetorix ,jeżeli nie sumą jednostek ??? Wolno było polityce poświęcić kwiat wojowników tygrysa dla ratowania armii Ashantii, a teraz ta armia nie kwapi się abym pomóc im. Przez wszystkie te lata niewoli on, Niukotos i inni jego towarzysze żyli nadzieją ,że w końcu zostaną wykupieni lub zjawią się ich wybawiciele i mimo tej wiary nie stali bezczynnie. .Lancetoriks był siódmym tygrysem, któremu Niukotos pozwolił na próbę ucieczki. Cholera, pomyślał Lancetoriks, gdyby Georgius i wszystkie te dupki z Rady byli świadkami choć jednej kaźni, jakich świadkiem był Lancetoriks, być może patrzyli by na to inaczej. Może wówczas zdecydowali by się ratować jednostkę poświęcając ogól. Im bardziej Lancetoriks zagłębiał się w zawiłości wielkiej polityki tym bardziej rosła w nim wściekłość i przekonanie że uczyni wszystko aby nakłonić Kisoah do uwolnienia jego przyjaciół i albo usieką Go albo wróci do Ashanti razem z Niukotosem i innymi.
Upust swojej wściekłości dał na placu fechtunku. Początkowo walczył z jednym przeciwnikiem, później wyzywał po dwóch albo i trzech na raz, a gdy uderzenie jego miecza kolejnemu tygrysowi połamało żebra i nikt nie wyrażał już chęci aby się z nim zmierzyć, zmęczony udał się do domu Kobi.

Słońce powoli wschodziło wesoło igrając na pokrytych srebrzystą blachą lub czerwoną dachówką dachach kościołów, teatrów, pałaców, kamienic., zaglądając beztrosko do komnat arystokratów , sypialni dostojnych Patrycjuszy i dziecinnych pokoi. W tej właśnie chwili miasto powoli zaczynało budzić się do życia. Piekarze rozpalali ogień w piecach ,miejskie koguty zgodnym chórem oznajmiały wszystkim nadejście poranku, na ulicach turkotały po bruku koła wozów ulicznych sprzedawców wody udających się do źródeł , strażnicy miejscy z ulgą witali koniec nocnej służby
Wstaje dzień, pomyślał Lancetoriks rozkoszując się widokiem panoramy miasta Dzień dobry Ashanti
Bogate dzielnice miasta przyciągały jego wzrok wspaniałymi posągami, kolorowymi frontami kamienic zdobnymi w ornamenty i malowidła Przylepione do kamienic urocze balkoniki, niemi świadkowie płomiennych nocnych wyznań, tonęły w kwiatach ,zroszonych poranną rosą i łzami kochanków Na poręczach mostków przerzuconych pomiędzy poszczególnymi domami tworzącymi, nad jeszcze pustymi ulicami, pajęczą sieć podniebnych alei zasiadły powracające z nocnych legowisk ptaki. Przy okolicznych studniach i fontannach, prawdziwych arcydziełach sztuki kowalskiej, zjawiali się pierwsi mieszkańcy jak każdego dnia pozdrawiając się dobrym słowem i dziękując Bogom za jeszcze jeden dzień pokoju.
Wstaje nowy dzień ,powtórzył w myślach Lancetoriks, być może ostatni spokojny dzień, pełen zwykłych szarych spraw zwykłych szarych ludzi..
Wiejący od strony rzeki ciepły poranny zefir otulił jego nagie ciało zapachem kwitnących łąk, okolicznych sadów, dojrzewających pól i świeżością krystalicznej wody. Lancetorix w milczeniu delektował się tą pieszczotą ,gdy poczuł gorący dotyk kobiecego ciała. To Kobi, naga i strojna pieszczotami minionej nocy, wtulała się w niego pragnąc złączyć się z nim na wieki nie tylko swoją duszą lecz również i ciałem, przelewając na niego nieskończoność swojej miłości, niezłomną wiarę bycia z Nim na dobre i na złe, swój smutek rozstania, strach i obawy przed nieznaną przyszłością z którą już niedługo przyjdzie im się zmierzyć. Trwali tak chwilę w milczeniu, wsłuchani w szum tętniącej w ich żyłach krwi i odgłosy budzącego się do życia miasta.
-obiecaj mi jedno- szepnęła prawie niedosłyszalnie Kobi- obiecaj mi, że wrócisz do mnie
-obiecuję ,moja mała Kobi –odrzekł Lancetoriks – obiecuję Ci , że uczynię wszystko aby do Ciebie wrócić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Poezjarozrywka i zycie towarzyskie Strona Główna -> Totem Klanu Tygrysa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin